Urodził się w 1815 roku. Dzieciństwo spędził na wsi. Już jako mały chłopiec odznaczał się głęboką wiarą. Lubił się bawić, ale nawet w jego dziecięcych zabawach obecny był Bóg. W tamtym czasie często ze swoją mamą, Małgorzatą jeździł na jarmarki. Tam oglądał różne sztuczki żonglerów, tancerzy i kuglarzy. Po powrocie do domu lubił naśladować ich wyczyny i prezentował je sąsiadom. Po zakończeniu pokazów chciał, żeby wszyscy razem odmówili modlitwę. To była dla niego zapłata. W zimie natomiast spotykali się w stodole, gdzie Janek czytał rozmaite opowiadania, gdyż tylko nieliczni chłopi potrafili czytać, a on opanował tę umiejętność już we wczesnym dzieciństwie. Oczywiście każde czytanie kończyło się również modlitwą.
Bardzo szybko odkrył swoje powołanie: chciał zostać księdzem i zajmować się biednymi, opuszczonymi dziećmi.
Okazało się to jednak trudne do zrealizowana. Pierwszym problemem była trudna sytuacja finansowa rodziny. Ojciec zmarł, gdy Janek miał 2 lata, więc cała troska o rodzinę spadła na mamę Małgorzatę. Dzieciństwo Janka wypełnione było ciężką pracą fizyczną, a i tak rodzina ledwie wiązała koniec z końcem. Ewentualne pójście chłopca do seminarium łączyło się nie tylko z dodatkowym wydatkami, ale też utratą rąk do pracy przy gospodarstwie. Dlatego droga do realizacji powołania kapłańskiego była długa i ciężka. On jednak nie tracił nadziei i trwał przy swoim pragnieniu.
Ci, którzy ufają Bogu bezgranicznie, wywołują również bezgraniczną Bożą pomoc. Tak też było w przypadku Janka Bosko. Ufał Bogu. Wiedział, że skoro On go powołał – to nie zostawi go samego. Chłopak na swojej drodze kolejno spotykał przyjazne mu osoby, które mu pomagały. Była to przede wszystkim matka, która podtrzymywała syna w powołaniu i pomagała ze wszystkich swoich sił. Był też ksiądz Calosso – pierwszy nauczyciel łaciny. Natomiast ksiądz Józef Cafasso poradził mu wstąpienie do seminarium diecezjalnego, mimo wiążących się z tym trudności finansowych. Ważną postacią na drodze powołania okazał się również Alojzy Camollo – przyjaciel z lat seminaryjnych.
Od momentu, gdy Janek Bosko powiedział o swoim marzeniu księdzu Calosso, do chwili wstąpienia do seminarium w Chieri minęło dziesięć lat. Jest to dekada ciężkiej pracy, nauki i wiary. Potem 6 lat nauki w seminarium. Wreszcie 6 czerwca 1841 roku otrzymał święcenia kapłańskie i stał się księdzem Janem Bosko.
Ważną rolę w jego życiu odgrywały sny. W czasie całego życia odnotowano ich ponad sto. Były one jakby potwierdzeniem niebieskim dla jego ziemskich zamierzeń. Pierwszy, uznawany za najważniejszy sen powiedział chłopakowi o jego zadaniu pasterza owiec – kapłana. W drugim na ulicach miasta, wśród tłumu młodych, przeklinających ludzi ukazała się Matka Boża, która powiedziała: „Tych nicponi trzeba zwyciężać sercem. Bądź dla nich łagodny, a wtedy do ciebie przyjdą”. Nakreślało to księdzu Bosko plany, jakie miało wobec niego Niebo. Inne sny związane były miedzy innymi z losami Kościoła i salezjanów. Co do późniejszych snów ks. Bosko sam powiedział, że jeśli ich przytaczanie nie służy celom wychowawczym, to należy zrezygnować z opowiadania ich.
Młody ksiądz już na początku drogi kapłańskiej odrzucił dwie intratne posady i wybrał dalsze studia teologiczne w Turynie. Nie tylko studiował. Odwiedzał ubogich i chorych oraz zajmował się duszpasterstwem więźniów. Pewnego dnia w kościele spotkał młodego Bartłomieja Garelli, z którym nawiązał rozmowę. Okazało się, że chłopak nie potrafi się nawet przeżegnać. Ksiądz Bosko natychmiast rozpoczął pierwszą katechezę. Na odchodne powiedział, żeby na następną lekcję chłopiec zabrał swoich przyjaciół. Za tydzień przyszło dziewięciu chłopaków, a po kilku miesiącach było ich osiemdziesięciu. Żaden z nich nie miał najmniejszego pojęcia o Bogu. Ksiądz Bosko chciał mówić o Bożej miłości najbardziej ubogim i opuszczonym, chciał ocalić choć jedną duszę. Jednak Bóg nie zadowolił się tylko jedną duszą i wysłuchał ponad miarę próśb młodego księdza. Wkrótce było już około czterystu chłopców. Był rok 1841.
Ksiądz Bosko zawsze gorąco wierzył, że Bóg nie opuści go w jego zamiarach, chociaż na ludzką miarę były one niemożliwe do realizacji. No właśnie – tylko na ludzką miarę.
Od pierwszych lekcji religii do powstania oratorium czekała jeszcze księdza Bosko długa i trudna droga. Ze swoimi owieczkami tułał się kolejno z miejsca na miejsce, nie mając tak naprawdę prawdziwego i stałego dachu nad głową. A młodzi chłopcy, właściwie najbiedniejsi, zebrani niemalże z ulicy nie byli łatwymi sąsiadami. Młody wiek ma swoje prawa, ale też nie wszyscy mieszkańcy Turynu byli w stanie to zrozumieć. Minęło prawie cztery i pół roku. Sytuacja stała się wręcz katastrofalna, nawet sam Ksiądz Bosko, o którym Święte Oficjum wypowiedziało się jako o wierzącym wbrew wszelkiej nadziei, zaczął wątpić. Wtedy Bóg posłał mu pewnego człowieka, który poinformował go o możliwości wynajęcia pewnej starej szopy. Była ona co prawda w opłakanym stanie, ale była nadzieją na wreszcie własny kąt. Od wynajęcia do kupna upłynęły jeszcze ponad 4 lata, ale ten czas ksiądz Bosko wykorzystał na gorliwą pracę, naukę katechizmu oraz formowanie nowych nauczycieli.
Ksiądz Bosko, zawsze trzymał się z dala od polityki. „Nie trzymam z nikim” – powtarzał – „moją polityką jest Ojcze nasz. Kapłan należy do wszystkich.”
Wszystko zaczęło się od Valdocco, od szopy Pinardiego. Dzieło się rozrastało w błyskawicznym tempie. Aby mogło być kontynuowane, Apostoł młodzieży potrzebował współpracowników – kapłanów. Musieli oni być przepełnieni tym samym duchem co on. Już niemalże od początku, czyli od 1842 roku, myślał o założeniu wspólnoty zakonnej. Udało się to dopiero w 1851 roku, gdy czterech młodych ludzi przywdziało strój duchowny, a w trzy lata później złożyło śluby. Nazwał ich salezjanami – na cześć św. Franciszka Salezego. Jednak do pełnego uznania nowego zgromadzenia przez Kościół minęło trochę czasu. Ksiądz Bosko w tym czasie wiele razy jeździł do Rzymu, tam jednak nie zawsze spotykał się z przychylnością ze strony dostojników kościelnych. Dopiero w 1874 roku ostatecznie zatwierdzono konstytucję Towarzystwa Salezjańskiego. Trzeba było jednak czekać jeszcze 10 lat do ostatecznego zatwierdzenia zgromadzenia przez papieża Leona XIII. Księdzu Bosko pozostały już tylko 4 lata życia.
Ksiądz Bosko był jednak przede wszystkim wychowawcą, twórcą systemu wychowawczego zwanego prewencyjnym. Stosował go z wielką miłością i konsekwencją. Jego podstawą jest miłość i zaufanie, jakie powinni mieć wychowawca do wychowanka i odwrotnie. „Nie tylko kochajcie chłopców, ale dajcie im poznać, że ich kochacie” – mawiał do wychowawców. Wychowawca – wg niego – to ten, który towarzyszy wychowankowi, jest z nim, prowadzi go. Pierwszymi wychowawcami u ks. Bosko byli jego wychowankowie, którym systematycznie przekazywał swoje idee.
Życie księdza Bosko było nieustanną walką, najpierw w obronie, potem w natarciu. Jego dzieło rozwijało się również przez prasę, książki, i czasopisma. Założył również Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki – żeńską gałąź Rodziny Salezjańskiej. Trzecim kierunkiem rozwoju dzieła salezjańskiego był tzw. trzeci zakon – Stowarzyszenie Pomocników Salezjańskich. Od roku 1852 do śmierci Księdza Bosko (1888) i aż po dziś dzień to czas rozkwitu dzieła salezjańskiego.
Anna Michalak
Na podstawie książki:
„Ksiądz Bosko” Leonard von Matt, Henri Bosco
Wydawnictwo Salezjańskie